Największa oficyna naukowa w Polsce. Założona w 1990 roku

WYDAWNICZY SUKCES W CHINACH

 Z TORUŃSKIM WYDAWCĄ ADAMEM MARSZAŁKIEM ROZMAWIA GRZEGORZ GIEDRYS

GRZEGORZ GIEDRYS: Podobno aby móc wydawać książki w Chinach, należy mieć specjalną licencję. To prawda?

ADAM MARSZAŁEK: I tak, i nie. Jeżeli ktoś współpracuje z partnerami chińskimi i bywa w Chinach od czasu do czasu, to nie jest to konieczne. Jeżeli jednak prowadzi stałą działalność i ma tam biura lub część spółki, to jak najbardziej jest to wymagane. Tak samo jak w Polsce.

Jak to się stało, że postanowiliście jako wydawnictwo – w głównej mierze naukowe – wejść na ten trudny i raczej dotąd nieznany rynek?

 – Trochę z przypadku, a trochę z ciekawości. Dwadzieścia lat temu zwróciła się do nas grupa warszawskich uczonych z propozycją wydania czasopisma „Azja-Pacyfik”. Nikt w Warszawie albo w Poznaniu nie chciał podjąć się tego kosztownego zadania. My przyjęliśmy ich propozycję. Sfinansowaliśmy pierwszy numer, a potem kolejne. Czasopismo jest wydawane do dziś i cieszy się dużą renomą. W ślad za tym wokół naszego wydawnictwa skupiło się duże grono osób uczonych, ludzi kultury oraz polityków, którzy byli zainteresowani tą tematyką. Kolejnym krokiem było powołanie serii Biblioteka Azji i Pacyfiku, której na-kładem zostało wydanych do tej pory prawie 200 tytułów.

 Co chcą czytać Chińczycy?

 – Chińczycy, podobnie jak europejscy czytelnicy, chcą czytać prozę, poezję, książki naukowe oraz literaturę dziecięcą.

 Co w takim razie udało się tam panu wydać i jak to przyjęli tamtejsi czytelnicy?

 – Wydaliśmy wiele książek naukowych, między innymi dwa tomy prof. Joanny Marszałek-Kawy „The Institutional Position and Functions of the Sejm of the Republic of Poland after the Accession to the European Union” oraz „Parliament and National Parliaments in European Union Countries”, książkę prof. Andrzeja Antoszewskiego „Partie i systemy partyjne państw Unii Europejskiej na przełomie wieków” i „100 najwybitniejszych postaci w historii muzyki”.

 Jednak największym powodzeniem cieszą się książki naszej młodej pisarki Zuzanny Kawy, która stworzyła postać detektyw Ani Wood. Do tej pory w Chinach ukazały się trzy tomy opowieści, a na czwarty została podpisana umowa w czasie Międzynarodowych Targów Książki w Pekinie. Wciąż jesteśmy dopytywani o kolejne tomy tej serii. Czytelnicy chińscy reagują na książki tak samo jak nasi, poszukując tytułów w kręgu ich zainteresowania. Popularność książek Zuzanny Kawy odzwierciedla się w corocznych za-proszeniach kierowanych do autorki z prośbą o przyjazd na targi lub na spot-kania autorskie z czytelnikami. Już te-raz zaplanowany jest wyjazd autorki na Międzynarodowe Targi Książki w Pe-kinie w 2019 roku oraz odwiedzenie innych miast chińskich.

 Zastanawiam się, czy Chiny to rzeczywiście taka wielka szansa dla biznesu z Europy? To ponadmiliardowy rynek.

 – W moim przekonaniu absolutnie tak. Jest to wielka szansa i musimy wszyscy, niezależnie od poglądów politycznych, starać się o wejście na rynek chiński. Panują tu duże dysproporcje pomiędzy eksportem a importem i po-winniśmy to zmienić.

 Czy ciężko się na tym rynku utrzymać?

 – Tak jak na każdym innym rynku na świecie. Przewaga naszego wydawnictwa polega na tym, że mamy tam sprawdzonych partnerów, którzy mają do nas zaufanie, a my wiemy, jak po-stępować, co należy robić, by byli zadowoleni, i jak okazać im szacunek. Takie zachowanie gwarantuje sukces.

 Czy słusznie się obawiamy ich gospodarczej dominacji na świecie?

 – W moim odczuciu słusznie. Ten lęk bierze się stąd, że Chińczycy są nie-zwykle skuteczni i konsekwentni. Potrafią inwestować długofalowo, są cierpliwi i mają ogromne rezerwy finansowe. Tego – moim zdaniem – brakuje Europejczykom i władzom instytucji Starego Kontynentu – nie są konsekwentni, chcą szybkich, natychmiastowych wręcz efektów swojej działalności i często nie rozumieją swoich kontrahentów. Aby pokonać ten lęk, musimy udoskonalić samych siebie, dobrze rozpoznać rynek oraz znaleźć dobrych partnerów i luki na ich rynku, a one istnieją.

 Zastanawiam się, czy ciężko się z nimi robi interesy. Czy w kontaktach biznesowych czuć w ogóle różnicę kultur?

 – Znów i tak, i nie. Słusznie pan zauważył w swoim pytaniu, że ogromne znaczenie ma różnica kultur. Żeby się porozumieć z partnerami chińskimi, a szerzej z Azjatami, trzeba przynajmniej w pewnym stopniu dostosować się do zasad, które u nich funkcjonują. Jest to ważne szczególnie w trakcie negocjacji odbywających się na ich terenie. Złe zachowanie europejskich partnerów, nieszanowanie panującej tam specyfiki, na przykład hierarchii, będzie zawsze bardzo źle przyjęte. Mo-że być odbierane jako brak szacunku nie tylko dla kierownictwa firmy, ale także dla państwa. Wówczas wspólne interesy są bardzo trudne, a wręcz nie-możliwe.

 A czy może jest coś, co jednak zbliża nasze narody?

 – W kategorii biznesu oni i my chcemy sukcesu. Po pierwszym dobrym do-świadczeniu są skłonni do większej otwartości oraz do podejmowania większego ryzyka w inwestowaniu. W sferze mentalnej lub – szerzej ujmując – kulturowej Chińczycy czy Azjaci rywalizują ze sobą, ale jednak tak jak w Polsce bardzo szanują rodzinę. W zdecydowanej większości rodzin to dzieci utrzymują rodziców. Większość społeczeństwa nie otrzymuje emerytury, jest to nowa, dopiero rodząca się instytucja. Cały ciężar utrzymania spoczywa na młodym pokoleniu. Robi to nie „z łaski”, ale z przekonania, że tak trzeba i że jest to obowiązek.

 Organizuje pan w Toruniu Międzynarodowy Kongres Azjatycki. Jakie korzyści przynosi Polsce i Toruniowi ta impreza, na której pojawiają się biznesmeni i dyplomaci ze wszystkich za-kątków Azji?

 – Początkowo przez siedem lat była to impreza stricte naukowa, od sześciu lat ma ona już znacznie szerszy wymiar. Kongres ma charakter interdyscyplinarny nie tylko w rozumieniu dyscyplin naukowych, ale także przez udział, tak jak pan zaznaczył, dyplomatów różnej rangi – nie tylko ambasadorów, ale także radców, sekretarzy odpowiedzialnych za sprawy handlowe, gospodarcze i tym podobne.

 Podczas kongresu i imprez towarzyszących nie tylko nawiązuje się nowe kontakty, ale także podpisuje kontrakty. Nie bez znaczenia jest fakt, że publikacje pokongresowe, liczące zwykle od dziesięciu do trzynastu tomów, wy-dawane są w różnych językach i trafiają do różnych państw. Gdy chodzi o Toruń i województwo, to władze wspierają nas, aktywnie uczestniczą w obradach. Jest to zawsze pozytywnie odbierane przez dyplomatów i uczestników z państw azjatyckich, gdzie władza jest szanowana. Dla nas ważne jest, że niezależnie od zmiany rządu patronat nad kongresem obejmuje zawsze minister spraw zagranicznych i od niedawna minister nauki i szkolnictwa wyższego, wojewoda, marszałek i prezydent miasta.

 Co pan planuje w przyszłości w związku z Azją?

 – Pragniemy rozwijać i ubogacać nadal Kongres Azjatycki. Jego następna edycja została zaplanowana na 15–17 maja 2019 roku. Już mamy pierwsze zgłoszenia zarówno dyplomatów, jak i uczestników. Zamierzamy zwiększyć naszą aktywność w państwach Azji Centralnej oraz w obu Koreach. Pierwsze kroki już w tym kierunku po-czyniliśmy. Mamy pierwsze sukcesy, a moje kolejne wizyty: we wrześniu w Biszkeku, stolicy Kirgistanu, w październiku w Korei Południowej i w listopadzie w Azerbejdżanie mają temu służyć.

 

© 2017 Wydawnictwo Adam Marszałek. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Projekt i wykonanie Pollyart